piątek, 7 listopada 2014
Rozdział 24
Przez całą noc nie zmrużyłam oka, starałam się odpędzić te najgorsze myśli, ale świadomość, że Ney w każdej chwili może… odejść, po prostu mnie dobijała. Nad ranem udało mi się zasnąć. Obudził mnie lekarz, który przyszedł sprawdzić mój stan. Myślałam, że po prostu coś mu zrobię. Odwiedził mnie tata i Dominik. Młody był strasznie zmartwiony, pogadałam z nim trochę, żeby go uspokoić. Poprosiłam chłopaków, żeby zostawili mnie samą, potrzebowałam spokoju, przynajmniej tak mi się wydawało, chociaż z drugiej strony nie wpływało to najlepiej na moją psychikę. Gdy ponownie lekarz przyszedł sprawdzić mój stan zapytałam go, czy mogłabym odwiedzić mojego ukochanego, nie było żadnych przeciwwskazań. Jak najszybciej udałam się do sali, gdzie leżał Ney. Gdy tylko zobaczyłam w jakim jest stanie, łzy cisnęły mi się do oczu, był podpięty do respiratora, miał nogę w gipsie, głowę owiniętą bandażem, na ciele pełno siniaków i zadrapań. Usiadłam obok jego łóżka i delikatnie złapałam go za dłoń, płakałam. Przepraszałam go za to wszystko, bo przecież to przeze mnie miał ten wypadek. Siedziałam u niego z pół dnia, mówiłam do niego, miałam nadzieję, że coś usłyszy, mimo tego, że to przecież niemożliwe. Po pewnym czasie stwierdziłam, że powinnam się zapytać jego lekarza prowadzącego o jego stan. Udałam się do pokoju lekarskiego, gdy już prawie weszłam do pomieszczenia, usłyszałam jakieś krzyki, ktoś się kłócił, nie wyglądało to za ciekawie. Zapukałam do pokoju, po chwili usłyszałam głos najprawdopodobniej lekarza, zaprosił mnie do środka, weszłam. Wyminęłam się w drzwiach z jakąś młodą dziewczyną, była mniej więcej w moim wieku. Domyśliłam się, że to dziewczyna pana doktorka… albo raczej była dziewczyna. Doszło pomiędzy nimi do dosyć… ostrej (mało powiedziane) wymiany zdań.
- Dzień dobry, gdzie mogę znaleźć lekarza prowadzącego pana Neym…- nie dokończyłam mówić, bo szanowny pan doktor mi przerwał.
- Zaraz do pani wrócę, tylko dokończę pewną sprawę…- powiedział po czym wyszedł, poczułam się jakby mi ktoś w twarz strzelił.
-No nic…- pomyślałam, po czym wyszłam na korytarz, ujrzałam kłócącą się parę, młody pan doktor dostał siarczysty policzek.
Po tym, jak tamta dziewczyna poszła lekarz poprosił mnie, żebym poszła z nim gdzieś, zaprowadził mnie do jakiegoś pomieszczenia, była tam jeszcze jakaś lekarka, porozmawiał z nią, po czym nagle mu się przypomniało, że stoję obok i czekam na rozmowę.
- Jest pani z kimś z rodziny pana Neymara?- zapytał mnie doktorek.
- Tak, to znaczy… jestem jego dziewczyną.
- No więc, stan pani chłopaka początkowo był krytyczny, ale ustabilizował się dosyć szybko. W niedługim czasie będziemy próbować odłączać go od respiratora, by zobaczyć czy będzie wydolny oddechowo.
- A… A co z jego nogą?
- Myślę, że z tym będzie największy kłopot, ponieważ została zmiażdżona, jest złamana w trzech miejscach, co prawda złożyliśmy ją, ale jest małe prawdopodobieństwo, że wróci do pełnej sprawności.- dosłownie prawie się przewróciłam, gdy usłyszałam to, co przed chwilą powiedział do mnie ten lekarz.
- Przecież on jest piłkarzem, jeśli nie odzyska w pełni sprawności w nodze, to jego kariera się skończy. Boże…- pomyślałam, po czym zebrałam się w garść, podziękowałam lekarzowi za informację, poszłam jeszcze na chwilę do Neya, posiedziałam u niego chwilę. Wyszłam i zaczęłam zmierzać w kierunku mojej sali, po drodze zobaczyłam… tą dziewczynę, siedzącą na krzesełku, zanosiła się płaczem, usiadłam obok niej, postanowiłam jakoś zagadać.
- Co się stało?- zapytałam po dłuższej chwili.
- Przed chwilą dowiedziałam się, że jestem nic nie wartą dz*wką i zostałam zdradzona przez faceta, z którym byłam ponad 3 lata.- powiedziała jednym tchem i jeszcze bardziej zaczęła płakać.
- Spokojnie, może mi opowiedz co się stało…
- Wczoraj widziałam mojego narzeczonego z jakąś zdzirą, zapytałam się kto to, powiedział, że koleżanka z pracy, ja jednak nie jestem ślepa… wiem, że to nie była koleżanka z pracy, a nawet jeśli to nie łączą ich tylko… sprawy zawodowe. Dzisiaj znowu ich widziałam, całowali się przed szpitalem, przyszłam do niego, chciałam to wyjaśnić. Wykrzyczał mi prosto w twarz, że nie potrafiłam mu dać tego, czego chciał, więc znalazł sobie kogoś, kto jest w stanie go zaspokoić. Jasna cholera! Przepraszam… nie wiem po co ja w ogóle o tym opowiadam tobie… nawet się nie znamy a zawracam ci głowę…
- No to zaraz się poznamy- uśmiechnęłam się do niej serdecznie.- Alex. Miło mi.- powiedziałam i podałam jej rękę.
- Stella- odpowiedziała i uśmiechnęła się.- A tak w ogóle… co się stało? Czemu jesteś w szpitalu?
- Wczoraj… ktoś mnie napadł… wiesz… może nie będę o tym mówić, jakby tego wszystkiego było mało, gdy Ney, mój chłopak jechał do mnie miał wypadek i…- powiedziałam i wytarłam łzy, które znów strumieniem zaczęły spływać po moich policzkach.
- Ja… Ja przepraszam… Nie wiedziałam, że to coś… aż tak poważnego… przepraszam.- powiedziała z zakłopotaniem i smutkiem.
- Nic się nie stało… po prostu… brakuje mi już na to wszystko siły.
Siedziałyśmy na tym korytarzu dobre półtorej godziny, rozmawiałyśmy. Nie sądziłam, że w tak nieprzyjemnych chwilach w moim życiu pojawi się ktoś zupełnie nowy, kto mnie wesprze. Kiedy w końcu wróciłam do mojej sali zostałam skarcona przez mojego lekarza, powinnam siedzieć na tyłku i się nie ruszać, bo jakby nie patrzeć ja też jestem po operacji. Sama zupełnie o tym nie myślałam, w tamtym czasie najważniejszy dla mnie był mój ukochany.
CZYTASZ= KOMENTUJESZ
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Łał :o Boję się o Neya :( Mam nadzieję,że przeżyję :/ Bo jak nie to lepiej uciekaj ;) Dobrze,że Alex ma kogoś kto ją wspiera. Czekam z niecierpliwością na następny :) Weby,weny i jeszcze raz weny! :*
OdpowiedzUsuńDzięki :*
UsuńWow!! Zaskoczyłaś mnie z tym wypadkiem xd Rozdział genialny <3 Dodasz dziś next? Prooooszę ♥
OdpowiedzUsuńDzięki :D Postaram się dodać ;)
Usuń